No od czego by tu zacząć...
Klakier - super, że wpadłeś. Mam nadzieję, że częściej będziesz do krolma zaglądać. No i super, że w Paxa też idziesz. Życzę powodzenia w nauce na BGA. Gdybyś się zniechęcał, to pamiętaj, że na żywo na pewno jest przyjemniej. Z chęcią oferuję swoje usługi
A co do matematyki w Marii, to niżej rozwijam temat.
Lacki - no i brawo! Gratulacje! Zaraz do nas wrócisz jako weteran renesansowych bojów. Chyba musze solidnie poćwiczyć na moim egzemplarzu, żeby mieć jakieś szanse. Tylko niech Ci się gra nie znudzi tam na tym BGA!
Maciej - wreszcie mam chwilę, to mogę odpowiedzieć.
dzięki mechanice zagrywania do rezerwy budujesz rozważnie swoją przewagę na kumulację napięć w finale, jednocześnie rzucając w przez pierwszą połowę tylko tyle zasobów do boju aby zapobiec auto-win. Trzeba to wybalansować. I to jest bardzo mocno stroną tej gry. Znajdziesz coś takiego w Marii grając Austrią?
Nooo... tak. Zbierasz karty na ręce, budujesz rozważnie swoją przewagę na kumulację napięć w ostatnim roku, jednocześnie rzucając do bitew tylko tyle kart, aby zapobiec auto-win Prus czy Francji. Trzeba to wybalansować. I to jest bardzo mocną stroną tej gry.
I teraz weźmy sobie na tapet Marysię. Bazując na statystykach naszego grania należy szacować całość rozgrywki na 6h + przynajmniej 30 minut przypominania zasad. W Krolmie trudno będzie. Czyli dopiero zainwestowanie takiego czasu ma dać "satysfakcjonujące doznania" grającemu Austrią, który przez pierwsze 2h zwyczajowo będzie zbierał oklep od dwójki pozostałych graczy.
BGG pokazuje 210 minut. Jak się zagłębisz w forum, gracze piszą o 3-4 godzinach.
No to może jakiś poll? Proszę bardzo.
https://boardgamegeek.com/thread/290501 ... 5#40504115
Twoje "6h+" pojawiło się tylko u 13% graczy w ich
pierwszych partiach. Przy doświadczonych graczach, tylko raz ktoś zaznaczył 6h (2,5% głosów). Ponad 80% graczy kończy grę w maks 4 godziny, ponad 50% potrzebuje na to 3,5 godziny.
Może po prostu musisz szybciej robić ruchy?
Ewentualnie aby skrócić te męki, ma "grać ponad stołem. Ten argument do mnie słabo trafia, bo żeby dobrze grać ponad stołem to wszyscy muszą dobrze rozumieć warunki zwycięstwa i konsekwencje uzgodnień. No i trzeba mieć coś do zaoferowania na handel a jeśli to ma się sprowadzać do oddania Śląska Prusom albo zachodnich Morawów koalicji bawarsko-francuskiej (czym się zwykle kończy militarna przepychanka pierwszego roku) to może te pierwsze 25% czasu gry jest zbędne?
No ale co to za wielka "gra nad stołem", żeby patrzeć kto ma ile VP w puli i głośno wskazywać gracza, który ma ich najmniej, a tym samym jest najbliżej zwycięstwa? Co to za wielka "gra nad stołem", żeby zachęcać Pragmatyka do ofensywy na Francję (w ten sposób odciążając swoje siły)? To naprawdę trzeba do tego przenikliwości Cersei Lannister? Jak słyszałem, postąpiłeś dokładnie odwrotnie, mówiąc do Krzysztofa, który chciał skoordynować działania odnośnie mapy Flandrii: "Weź ty tam sobie działaj jak chcesz, bo masz tam więcej sił, a ja się podporządkuję" (jakoś tak mniej więcej). Czyli sojusznik chciał współdziałać, a Ty - zamiast inspirować wspólne działania i ofensywę - zgasiłeś temat w zarodku.
Można się dogadywać na politykę (kto jaką kartę weźmie, kto co komu przesunie), można się dogadywać na twierdze, można wreszcie się dogadywać na te wielkie zmiany (deeskalacja Francji i oddanie Śląska Prusom). Nawet nie spróbowałeś, o ile pamiętam.
Dla mnie słabym elementem tej gry jest zasada że gracze dociągają nowe karty na rękę tuż przed swoją rundą, przez co jeśli wyjściowo masz niewiele kart z poprzedniej rundy, to trudno jest planować swoje ruchy wojsk w turach innych graczy. Dużo lepiej by to działało gdyby można uzupełniać rękę na koniec swojej tury.
Już widzę, jak planowałbyś swoje ruchy w kolejce Francji i Prus, które by Ci w swoich kolejkach kilka kart wybiły bitwami z ręki...
Na pewno plany z początku tury utrzymałbyś do jej końca
Dobieranie na początku swojej kolejki, to jest właśnie mocny element tej gry. Gdyby nie to, Austria byłaby w tej rozgrywce hegemonem.
Startowe ręce: Fr - 2 karty/Baw - 5, Pru - 9/Saks-3, Au - 5, Prag - 3. Dodawanie kart poszczególnym frakcjom jest tu bardzo przemyślane. Pierwszy kontakt bojowy może nastąpić w 2 kwartale pierwszego roku. Wtedy Fr w swojej turze ma na ręce 10 kart (2+4+4), a Bawaria 9 (5+2+2) wobec 10 kart Austrii (5+5). Potem są Prusy, które mają 15 kart (9+3+3) no i ubogą saską krewną z 5 kartami (3+1+1). Potencjalnie wobec 10 kart Austrii. Właśnie o to w tym chodzi, żeby zachęcić tych graczy do ataku, tworząc tę nierównowagę. Gracze mają wejść ostro w Austrię, przygotowując scenę do kolejnych wydarzeń.
Twoja propozycja przydziału kart na początku rundy dla wszystkich daje Austrii 15 kart w 2 kwartale. A w trzecim Austria byłaby już silniejsza od każdego z osobna (20 kart wobec 18 Pruskich i 14 francuskich, 11 bawarskich). Potem ta przewaga tylko rośnie. Wówczas moglibyśmy zapomnieć o ofensywnej grze Francji i Prus - odwrotnie, Austria zaraz by przechodziła do ofensywy. Ale zaraz... to przecież nie ta wojna.
Austria z bycia ostatnią odnosi też korzyści. Przede wszystkim rosną jej szanse na wyznaczenie atu w fazie polityki (to ona, jako ostatnia, będzie potencjalnie wywoływać bitwę), a ponadto licytuje jako ostatnia, gdy już widać, czy walka o politykę będzie ostra, czy może inni odpuścili dodawanie kart. Częściej niż inni bierze karty polityki niskimi kartami.
Zyskuje też potencjalnie możliwość podbicia miast elektorskich bez odpowiedzi innych graczy, co powinno dawać jej więcej szans na nieusuwalne VP na cesarzu (istotne nie tylko ze względu na to, że to punkt dla Austrii, ale także dlatego, że pozbawiamy tego punktu Francję).
Myślałem chwilę nad wariantem gdzie Austria cofa się głęboko aby unikać w pierwszym roku bitew, kumulować karty na ręce, oszczędzać armie i nękać "ręce kart" przeciwników huzarami. Ale przecież efektem takich działań będzie to co zwykle - Prusy biorą Śląsk, Saksonia staje się neutralna a Francja/Bawaria przejmują twierdze Zachodniomorawskie i deeskalują konflikt.
Huzarami "wynękałeś", o ile dobrze pamiętam, karty o wartości ok 30 pkt (w zaledwie 3 turach, bo w pierwszej nie da rady ich umieścić). To tak, jakbyś w trzech bitwach odjął przeciwnikom 10tkę, którą mieli na ręce. No chyba nieźle, jak na położenie za darmo dwóch żetoników, co? Powołajmy się na matematykę: zostały do końca jeszcze tury 5-12 (nie liczę autowina). No to tak licząc ostrożnie, że zrobisz w kolejnych turach średnio połowę tego, co z robiłeś wczoraj (czyli nie 10/tura, tylko 5/tura), to daje karty o wartości nawet do 40, które wybiłbyś z ręki Prus, Francji i Bawarii do 12 tury (a przecież z kart nie wydaje się reszty, i czasem trzeba odrzucić kartę wyższą, skoro nie ma się dokładnie takich wartości, jakie są wymagane). No faktycznie, to wartości zupełnie do pominięcia...
Deeskalacja. Może niekoniecznie dobrze przekazałem tę zasadę, ale deeskalacja to przecież zaproszenie dla Austrii do wjazdu w Bawarię! Francuz, jeżeli zależy mu na zwycięstwie na żetony (poprzez skokowe obniżenie ich liczby) nie może odbijać żadnych twierdz twierdz. Bawarczyk zresztą również. Dzięki temu Austria może - i powinna - hasać po Bawarii, a przynajmniej zniszczyć bawarską armię. Już nie mówiąc, że deeskalacja to sygnał dla Prusaka-Pragmatyka: "Oho, Francja zaraz może wygrać, trzeba ją jechać". Jasne, Francja może się do tego przygotować, decyduje o momencie ogłoszenia tego, ale generalnie to nie jest jednostronnie dobre dla Francji zagranie - to także szansa dla Austrii na ofensywę na zachód i oddech ze strony Prusaka, żeby takową ofensywę Austria mogła zrobić. Dzięki dobrej sieci "autostrad" Austria po liniach wewnętrznych może szybko przerzucać wojsko z jednego frontu, na drugi. Zobaczcie sobie - one mają praktycznie kształt okręgu pośrodku bohemii. No nie mogłyby być ustawione lepiej, a na pewno są umiejscowione lepiej, niż np drogi we Francji.
A Saksonia nie staje się neutralna, tylko zbliża się do sojuszu z Austrią, który ostatecznie prawie na pewno następuje. Od tego momentu Saksonia dobiera nie jedną, lecz dwie karty na turę, oczywiście zachowując dotychczasowy deck, co w efekcie daje jej stosunkowo szybki przyrost siły i zwiększa wartość sojuszniczą dla Austrii. Samo położenie Saksonii czyni ja idealną do odbicia miast w Czechach lub pojechania terytorium macierzystego Prus.
Prusy biorą Śląsk? Niech biorą, i tak jest nie do obrony na początku gry. W zamian dostajesz 2 tury spokoju na jazdę z Francją/Bawarią i/lub przygotowanie się na kolejny pruski najazd. Do tego Saksonia zbliża się do sojuszu z Austrią. Jak dla mnie win-win.
O tym że w Marii modelowanie przebiegu bitew (straty tylko jednej strony, wygrywający ustala kierunek ucieczki, własny tabor lub własna armia 1 niszczy wycofującą się główną armię itp), jak i samej kampanii (brak możliwości oparcia obrony lub zaopatrzenia o twierdze, logistyka) jest słabe już pisałem.
Zgoda, historycznie nieścisłe, ale za to dające +10 do grywalności. A koniec końców w grze to jest najważniejsze, tak myślę. Dzięki ruchomemu supply'owi zyskujemy pewne kotwice, wokół których organizujemy swoje działania i które pozwalają rozumieć gdzie jest front, a gdzie tyły (brakuje tego nieco w Napoleonie 1807). Do tego tabory to więcej pionków na planszy, których pozycja często stanowi dodatkowa zagwozdkę podczas ruchu, i które można użyć do blokowania przeciwnika, czyli manewru dającego ogromną satysfakcję. Z drugiej strony, to jest też przecież szansa dla Austrii (tak Twoim zdaniem niezbalansowanej) - zbiciem taborów może wstrzymać ofensywę i zadać przeciwnikom straty z braku supply.
Strat w bitwie nie ponosi jedna strona, tylko obie - bo obie odrzucają bezpowrotnie zagrane karty. To, że przegrywający dodatkowo ponosi jeszcze straty w liczbie żołnierzy to jest tylko pewne dodatkowe utrudnienie, bo przecież armia o sile 1 spokojnie może wygrać z armia o sile 8, jeśli tylko ma odpowiednie karty. Siła wyłożona z kart ostatecznie stanowi wielokrotność tego, co jest w na arkuszach armii, i to karty są po prostu ważniejsze. A bitwa w sektorze - dajmy na to - pików powoduje, że obie strony (także wygrywający) się wykrwawiają i już po raz kolejny na pikach walczyć nie chcą. No to o jakich "stratach tylko jednej strony" mówisz?
PS
I na sam koniec: źle policzyłem markery dla Prus i Austrii. Prusy mają w puli 13 markerów VP, z tego kładą w setupie na mapie 2, czyli w puli do dołożenia mają jeszcze 11 VP. Za to markery austriackie też pochodzą z puli, która liczy w przypadku Austrii 8 VP. A więc w setupie Austria kładzie 5 VP na mapie (szybko do niej wrócą, gdy Prusak zajmie śląskie twierdze) a w puli ma 3 do dołożenia.
Co wniosków z naszej rozgrywki o tyle nie zmienia, że Austria - o ile pamiętam, dołożyła może 1 marker w północnej Flandrii.
Tym niemniej sorki za pomyłkę, cos tak mi szeptało do ucha, że pomerdałem te żetony.